Dość dziwny film, jak to u Koterskiego, z taką wkurzającą manierą.. aktorzy powtarzający te same kwestie, bójka pomiędzy młodym koterskim i jego kolegą jak żywcem z ferdydurke gombrowicza i bitwą na miny. takie sztuczne to było.. początek zachęcający, dalej nieco nudny.. koterski zjawia się u psychoterapeuty, mówiąc, że opuściła go żona, nie lubi siebie, jest samotny.. dalej zjazd do jego dzieciństwa, gdzie przedstawiony jako dorosły ale dzieciak wtula się w matkę, mówiąc, że to ona zostanie jego żoną. kompleks chyba rozwiązany, nie widać, żeby ojciec był zazdrosny, zresztą chyba pije, bo leje starszego syna, a i matka dzierga ojcu i synowi skarpetki. później zjazd do szkoły... masturbacja, wymiana informacji dot. seksu z kolegami, rysowanie penisów w zeszytach.. kurde, czy u młodych chłopaków wszystko rozgrywa się wokół seksu? kolejne sceny wstrząsające.. klasowa prymuska która zawsze ma przynosić same piątki, żeby dorównać inteligencji, jak to widzi jej ojciec. małgorzata, w której zakochuje się i koterski i nowy kolega z klasy, opieprzana przez matkę, że ma się uczyć. i rada ojca dla koterskiego, że najlepiej to zerwać, a "jak kocha to dupa wróci sama".. i parę innych dzieciaków.... które wygonione z domów zaczynają skakać na skakance.. czyli pokazują, że mają to gdzieś....i "nikną" z oczu rodziców.... kolejna scena, te same dzieciaki powieszone na skakankach... z przypiętymi karteczkami- wyrzutami... kolejna scena, gdy sprzątaczka odcina dzieciaki, chlapie je wodą, zaczynają się ruszać.. i każde z nich mówi, dlaczego postanowiło się powiesić.. mastalerz jest samotny, ktoś niekochany, niesłyszany, nierozumiany.. 7 uczuć?... które trzeba odczuwać i umieć wyrażać.. pod koniec koterski pyta, po czym pozna, że kocha.. pozna przez kogoś.. jeśli dziewczyna czuje, że jest bezpieczna i zaopiekowana, to znaczy, że kocha. a jeśli chłopak czuje, że może latać... to znaczy, że jest kochany... koterski pytany co czuje, odpowiada: wstyd.
niesamowity film. po obejrzeniu pierwszych piętnastu minut pomyślałam sobie, że to jednak będzie najsłabszy film szumowskiej, choć nadal nie czułam znudzenia, niby przykuwał uwagę, ale.. ot.. taka satyra na polskie stereotypy kościółkowe, polską mentalność, hipokryzję, w dodatku w siermiężnych, swojskich klimatach małej wsi/ miasteczka. fabuła? szczęśliwa miłość młodego naturalnego niezmanierowanego człowieka i podobnej dziewczyny, przytłoczonego przez szczęścliwą prawie katolską, choć typową, cholernie typową i nieinteresującą rodzinę, gdzie wszyscy życzą temu prawdziwemu cżłowiekowi dostosowania sie. do nich. do ich standardów, ich życia.. ja cię kocham, ale...... tia, fajna scena życzeń.... no i wypadek.. po którym fajny człowiek ląduje w szpitalu, wychodzi ze zmasakrowaną twarzą, bełkoczący,.. nie wiem jak, ale szumowskiej udało się pokazać, prawdę tego człowieka. że nadal czuje, nadal kocha, nadal myśli, nadal ma ten sam intelekt, nadal wie, czego chce.. choć bełkocze i wygląda jak półdebil.. od tego momentu film zrobił się dla mnie ważny, bo miałam wrażenie, że żyłam w podobnej bańce.. nieistotne. film.... fajna postać siostry.. wspierającej na maksa, a wsparcie polegało na tym, że pozwoliła mu o sobie decydować, i była.. po prostu była. niefajna scena matki, która nasyła na chłopaka egzorcystę, ale szumowska po mistrzowsku zmieniła ją w komediodramatyczną, gdy chłopak pokazuje, że właśnie robi egzorcystę w chuja. niefajne sceny z byłą dziewczyną, a raczej jej matką, narzucającą córce kogo ma wybrać a raczej kogo ma nie wybierać i dlaczego.. tia.. no i tu też wkręcił mi się osobisty kawałek... o litości.. zawsze uważałam, że nie można mnie kochac, a jeśli ktos okazuje mi ciepło, to się lituje.. ale zaraz się odkręcilo... chyba jednak się zmieniłam... mam nadzieję.. właściwie całośc można by określić jako satyrę na polski kościół, ale dla mnie ten film był czymś znacznie innym, i wniósł znacznie więcej. to nieważne, czy tam był jezus i świebodzin, czy tam był ksiądz pytający,gdzie się dotykali, i błyskotliwa odpowiedź dziewczyny "w domu", to niewżne, że wszytko kręci się wokół kościoła, i kościółkowej mentalności nakazującej nie rozmawiać w domu o problemie, udawać, ze go nie ma, a jednocześnie pędzić do spowiedzi i obnażać własną nienawiść... nakazującej uczestniczyć w mszy, i modlić się przed jedzeniem, chlając do upadłego, i nosząc w sobie takie pokłady ksenofobii... to nieistotne..dla mnie nieistotne. szumowaska może chciała zwalić tą nietolerancję na kośćiół. ale ja tak nie myślę. dla mnie nietolerancja jest czymś więcej.. cechą.. wdrukowaną w każdą istotę.. przecież moi rodzice nie ganiali do kościoła.. piękny film.... skończył się nagle.. wbił w fotel. polska..
piękny film. skutki dziecięcego molestowania seksualnego. kończy się tak, jak ten film skończyć się powinien. śmiercią sprawcy.
fabuła jest dość wciągająca.. widać chłopaka, który lawiruje pomiędzy kłamstwem, zaczepia różne osoby, wyłudza pracę, mieszkanie czy pieniądze.. pozornie butny chłopak z historią, która jest dość skryta. nagle okazuje się, że lekarka, która pomaga mu opatrzeć ręce i z którą zaczął sypiać jest żoną swojego byłego ojczyma.. facet, który jest politykiem, tracącym głowę i fiuta dla młodego chłopaka jest jego ojczymem. a chłopak jest jednym z wielu, którego skurwiel ojczym adoptował z powichrowanego wojną kraju, i wykorzystywał.. a później pozbył się go, gdy chłopak dorósł, po prostu oddał do sierocińca.. inny chłopak, z afryki nie miał tego szczęścia, zmarł, podobno zabity przez jakiegoś dwunastolatka, gdy zechciał uciec do swojej biologicznej matki.. jest jeszcze "matka".. kobieta ze stwardnieniem rozsianym, jedyna osoba, która nie miała wiele wspólnego z historią, przygarnęła chłopaka, a on odwdzięczał się po prostu swoją ciepłą obecnością.. jedyna relacja, która nie była oparta na krzywdzie.. maka.. nadal czekająca na swojego męża.. żona.. nadal kochająca swojego homoseksualnego skurwiela.. i dziadek, właściwie stary obleśny dziadyga, który jest rasistą, śliniącą się do żony swojego homoseksualnego syna skurwiela.. i jest chłopak... oszukujący i krzywdzący, ale tylko ludzi, którzy go krzywdzili.. niesamowity film. nieoczywisty, wciągający. moje emocje? nie, to chyba pierwszy film, który mnie zafascynował, ale który nie pozostawiał we mnie żadnych przemyśleń dotyczących mnie. po prostu oglądałam.. z otwartymi oczami.. i odczułam ulgę gdy skurwiel zginął. choć miałam na to nadzieję, od kiedy zobaczyłam skurwiela pomykającego po kamieniach plaży w albani. ja jednak naprawdę nienawidzę ludzi. niektórych ludzi. takich ludzi.
film masakra.. po pierwsze amerykański.. tkliwa historyjka o dzieciaku, z góry postawiona teza i prosta historyjka na jej poparcie.. przesłodzony idiotyzm.. nie znoszę takich czarno białych filmów.. film oparty na prawdziwej historii dziecka, cierpiącego na niedrożność jelit, które po upadku z wysokości nagle zdrowieje, no kurwa cud. taki sam, jak mazaje na szybach, w których nawiedzeni widzą obecność czegoś tam.. no dobra, jestem uprzedzona. zdecydowanie uprzedzona.. próbowałam szukać czegoś medycznego o annabel beam, zero. fakt, historia się zdarzyła, szeroko opisywana w gazetach, szukających sensacji, daily mirror i takie tam.. w filmie brakowało: wypowiedzi lekarzy, przyczyny niedrożności/ nagłego (?) braku perystaltyki jelit.. nie brakowało za to pokazania, w jaki sposób funkcjonuje ta koscielna sekta.. gdy matka annabel zaczyna się wkurzać i postanawia nie przychodzić do kościoła, trafia na gadkę umoralniająco/ dyscyplinującą.. "może ta wiara była za mała".. nie mam zielonego pojęcia o medycynie.. ale.. jeśli jelita NAGLE przestają pracować, być może doszło do jakiejś mechanicznej przyczyny, która została usunięta w wyniku wstrząsu/ upadku.. może się mylę, na pewno. ale po obejrzeniu filmu mylę się jeszcze bardziej, bo nie wiem.. nadal nie wiem.. ani o tej chorobie, ani o przyczynach, ani o opinii lekarzy.. wiem jedno, szarlataneria się szerzy, również za pomocą mediów, i ot, takich filmów z tezą.. gawiedzi wierzącej w łażenie po wodzie, zamianę wody w wino, powinno wystarczyć.. a zważywszy, ile portali katolickich zechciało promować ten film, zdecydowanie wystarcza..
mmm fajny film.. niezłe dialogi.. wartka akcja.. pomimo, że całość właściwie toczy się w jednym mieszkaniu, przy jednej kolacji.. trochę jak rzeź polańskiego, ale weselej;) kurcze.. zazdrościłam.. tej atmosfery, szóstki przyjaciół, którzy raczej jedzą, są, przekomarzają się, i w sumie są w moim wieku.. wuefista gej, terapeutka (wow, kasia smutniak.. laska.. ), weterynarka, etc etc.. pomysł, by ujawniali treść swoich komórek może i taki infantylny, ale... rezultat.. wow.. nagle się okazuje, że dwóch facetów ma kochanki, żona jednego z nich prowadzi przez net lubieżne rozmowy, drugiego ma romans z tym pierwszym, jeden z kolesi jest gejem, a jego laska to nie Lucia a Lucio, chirurg ma żal do ojca swojej żony, że ten uważa go za niegodnego jej córki.. żona chirurga, chce mieć operację plastyczną piersi, żeby bardziej podobać się kolesiowi, z ich paczki, z którym ma romans.. a ten, który ma romans właśnie dowiaduje się ma dziecko z dyspozytorką, zresztą, o tym samym dowiaduje się też jego niedawno poślubiona żona, która sama radzi w intymnych sprawach swojemu eks, i żona chirurga.. fajnie.. fajnie? .. tia.. widzimy też wersję, krótką, gdy te wszystkie tajemnice na jaw nie wychodzą, a cała szóstka bawi się osobno, zachowując sekrety w zaciszu swoich telefonów.. "czarnych skrzynek".. film fajny.. pokazuje, że każdy coś skrywa, każdy może zranić, nikt nie jest do końca fair, nawet gdy myśli, że jest fair.. ale lepiej to wydobyć.. i zwierzyć się, komuś bliskiemu, że się pobłądziło, bo tylko wtedy można coś z tym zrobić.. oni pewnie przyzwycziliby się do kumpla geja.. młode małżeństwo pewnie by się rozpadło.. a facet musiałby wziąć choć raz w życiu za nie trochę odpowiedzialności.. małżeństwo terapeutki i chirurga pewnie stałoby się sobie bliższe.. a carlotta i lele może wreszcie zaczęliby ze sobą otwarcie rozmawiać, a nie ranić się nawzajem, nie wprost (ja opiekuję się twoją mamusią, ale tego nienawidzę, a ty wziąłeś na siebie moją winę za wypadek, i będziesz miał sprawę, choć tego nie chcesz).. i chyba tak.. chyba tak powinno być.. gdyby zwyciężyła wersja nr 2, to.. "co to jest, jak się chce z kimś codziennie rozmawiać pół godziny? -miłość. - a jak godzinę? -szaleństwo z miłości. -a jak w ogóle? -MAŁŻEŃSTWO".. ratunek? według mnie, szczerość.. i wzajemna tolerancja na upadki.. end..
film.. dziwny.. do pierwszej połowy może nie zbyt nudnawy, ale nudnawy, choć nie nużący.. ot.. bita żona zgłasza się do wróżki po poradę, i dowiaduje się, że ma myśleć o rozwodzie.. wróżka jeździ rozklekotanym wozem i poratowytuje chorego psychicznie mechanika.. nudy.. nauczyciel ze szkoły wiąże się z atrakcyjną, jak się później okazuje, dla wielu, panienką.. zaczyna się robić ciekawiej, gdy panienka zostaje zamordowana, wróżka ma wizję, w której ciało ląduje w stawie tego samego damskiego boksera od którego nie może odejść żona.. tia.. robi się ciekawiej.. wizja goni wizję.. ciało rzeczywiście jest tam gdzie ma być.. piękne widoki, zdjęcia.. a później film zaczyna na maxa irytować, gdy chory psychicznie zmuszany przez wróżkę ma przypominieć sobie ojca, wpada na pomysł, że był molestowany i tegoż ojca podpala.. klasyczny przykład, że mając swoje nierozwiązane problemy (nieuporanie się ze śmiercią męża), nie wolno brać się za rozgrzebywanie innych.. więc całe szczęście, że ja olewam swoją robotę, i nikogo nie rozgrzebuję.. ale wątek wkurzył mnie na maxa.. później film staje się rewelacjny.. kolejna wizja.. zabił nie ten, który jest w więzieniu.. najciekawsza scena, gdy.. na pograniczu wizji, psychozy?... wróżka widzi, jak pomaga jej chory psychicznie, który pomóc jej nie mógł, bo już nie żył, popełnił samobóstwo w szpitalu, ale zostawia jej/ oddaje chustkę męża, którą sama dawała mu znacznie wcześniej.. tia... moje skojarzenie?.. moja psychoza/ wizja i.. nabazgrany na kartce prawdziwy adres człowieka, w którym byłam zakochana.. i gdyby nie ten adres uwierzyłabym, że to wizja..
no dobra.. film... fabuła fabuła, fabuła.. made in america, więc tia.. prawie zero emocji.. dużo efektów.. malownicze sceny.. i ważna FABUŁA... nie znoszę takich filmów.. zostaje- miazga... nic.. nie ma o czym pisać, poza opisem, fakt, intrygującej fabuły.. szkoda czasu? nie wiem.. jest wiele innych filmów zdecydowanie gorszych, przy których nie miałam wrażenia, że go trwonię..
ciekawe dla samej fabuły... tylko... jakiś niedosyt.. czego?.. wzruszenia, chwytania za gardło.. emocji... za fabułę - 9 pkt.. za poruszenie mnie w środku- 1.... kolejny, odhaczony made in usa... :( a może jestem za surowa? nie wiem.. dla mnie film usa to chyba osobny gatunek, a ja spodziewam się fajerwerków.. może..
dziewczyna robiąca karierę, samotna, bzykająca się z plastikowym kolesiem, nudząca się z równie plastikowymi jak ona koleżankami, obracająca się w "wielkim świecie" wielkich biznesów.. i ojciec.. który widząc ją taką niedostępną, odkrywa jej plastikowy świat i próbuje pomóc.. chmm gdy czytałam recenzje, myślałam, że ojciec będzie takim klaunem, będzie przeginał, będzie robił siarę z jej życia.. rzeczywistość filmowa okazała się bardziej subtelna. owszem.. przebiera się.. owszem, może i trochę robi z siebie idiotę, zresztą, czy naprawdę idiotę?.. dziewczyna jest sztywna, skoncentrowana na sobie, sukcesie.. przełomem jest scena, gdy ojciec zabiera ją do przypadkiem poznanej rodziny, zostawia przy malowaniu wielkanocnych jajek i każe śpiewać.. o miłości.. i rodzinie.. i relacjach.. jaki film? fajny... jakieś tam sceny seksu, dosłowna nagość, ale jakaś taka nierażąca. miotanie ojca, który próbuje nauczyć swoje własne dorosłe dziecko, by choć chwilę zaczęło cieszyć się życiem... niesamowite.. i nawet, jeśli ojciec robi z siebie klauna, nawet, jeśli udaje przed jej przyjaciółmi a to ambasadora a to coucha.. nawet jeśli gra, bawi się to., znając jego cel, film staje się taki.. tragiczny.. udaje się? nie wiem.. czy da się nauczyć dorosłą osobę, żeby zaczęła żyć?.. właściwie zazdrościłam.. dziewczyna potrafiła przy swoim ojcu wciągnąć kokainę, potrafiła prowadzić rozmowę ze swoim wielkim bossem, ojciec.. jej na to pozwolił.. pomimo tego, że to on jej pomagał, pozwalał jej na bycie dorosłą, a ona potrafiła nie zachowywać się przy nim jak dziecko.. zresztą, może stąd ten tragizm.. jak nauczyć życia DOROSŁĄ osobę?... maybe..